Rozdział for Maja Wanat, która mogłaby skomentować.
And for Dravelia, dla której mam przepis na sok z gumijagód:-)
- A co z Havarim?- zapytała, chyba po raz tysięczny Mairyn, z nogi na nogę wlokąc się za Freyą.
- Mówiłam ci już.- odpowiedziała beznamiętnie jej towarzyszka- uciekł. Bez ciebie.- zachowała kamienną twarz, kiedy to mówiła. Nie pierwszy raz kłamała. Podczas wieloletniego treningu skutecznie wypierano z niej wszystkie uczucia, aż stała się tym, kim była. Nie sądziła, by utracone lata mogły powrócić, lub by odzyskała nadzieję, szczęście i miłość.
Nie. Te uczucia zniknęły, zastąpione przez lodowatą obojętność, wyrachowanie i przebiegłość.
Ale zostały jej wspomnienia.
- To twoja wina, mała wiedźmo!- krzyczy ojciec, pochylając się nad leżącym na podłodze chłopcem- zabiłaś go!
- Nie! Ja nic nie zrobiłam...on żyje, ja...
- Wiedźma! Nie jesteś moją córką! Zabiłaś ją, tak jak jego!- Mężczyzna zanosi się płaczem, klękając na podłodze izby.
-Wynoś się!!!!!
Dziewczynka wybiega z chaty, brudnymi rączkami rozmazując łzy na policzkach.
-On nie mógł mnie zostawić! Nie mógł! On mnie kochał!- krzyczy gdzieś za nią Mairyn, ale ona już jej nie słucha.
On kiedyś kochał kogoś innego
-Freya- szepcze jej prosto do ucha Havari- Kochasz mnie?
Ona śmieje się, rzucając w niego liśćmi, które z powodu jesiennej pory opadły z drzew.
- Oczywiście że tak!
Chłopak też się uśmiecha, obejmując ją ramionami.
- Nie zostawisz mnie, prawda?
-Nigdy.
- Obiecał mi!- cięgnie swój monolog służąca- To niemożliwe, żeby...
-Zamknij się- wycedziła Freya przez zęby
Przez chwilę szły w ciszy, którą przerwało nieśmiałe pytanie rudowłosej
- Gdzie idziemy?
-Do wioski.
-A po co?
-Kupić konie.
-A po co nam konie?
- Żeby dostać się do Liavernyi, a potem do Averinu.
Widząc jak Mairyn wciągnęła szybko powietrze, by zadać kolejne pytanie, uprzedziła ją.
- do Liaver'nyi jedziemy po mojego ucznia.
Rudowłosa skinęła głową. W ciszy minęły gospodę, świeżo zaorane pole. Po chwili wkroczyły do wioski.
- Myślisz o nim, prawda?
- Nie-odpowiedziała Freya. I wtedy do jej głowy wpadła pewna myśl.
A co jeśli ruda była czytaczką? To przecież możliwe. Nawet jeśli przy sprawdzeniu wykryli u niej ten, jakże słaby dar, nikt nie zabrałby jej do szkoły magów, bo czytanie nie było niebezpieczne i nie miało żadnego zastosowania w praktycznej magii.
Ale na wszelki wypadek lepiej zabezpieczyć swoje myśli, nie tylko przed nią, ale także przed miejscowymi czarownikami.
Sięgnowszy po moc, Freya wyczuła lekki, ledwo zauważalny opór, który po chwili przełamała. Z ukosa spojrzała na rudą.
Antyźródło? Jeśli tak, to wyjątkowo słabe.
- Sprawdzali cię magowie?- spytała jakby od niechcenia.
-Nie -odparła zdziwiona Mairyn.
Freya skinęła głową. Tego właśnie się spodziewała
- Podaj rękę- zarządziła .
- Ale dlacze...
- Po prostu podaj i już!- przerwała jej zabójczyni
Służąca lekko zbladła, ale podała jej dłoń.
* * *
Tailey wstrzymała konia, gdy pokonali ostatnie wzniesienie. Ich oczom ukazała się twierdza Tharden'soil.
Strzeliste, pełne wdzięku wieże sięgały nieba. Kilka z nich połączono krużgankami., o balustradach obłożonych białym marmurem i ozdobionych licznymi płaskorzeźbami. W kilku miejscach nad murami powiewały czerwono-złote flagi i proporce. Okna zdobiły różnokolorowe witraże, w których obijało się światło. Do wnętrza zamku prowadziły olbrzymie, dębowe drzwi.
U stóp wzgórza przepływała rzeka, pełniąca funkcję fosy, a nad nią wznosił się most zwodzony.
Wokół zamku rozciągało się miasto, nazwane na ucześć jego założyciela Silarenem. W porównaniu z nim Averin wydawał się jedynie małą wioską którą po prawdzie był.
- Piękny, prawda?- spytał Shalle- Został zbudowany przez elfy, dziewięćset dwadzieścia lat temu.
Tailey prychnęła
- Patrz jaka płytka fosa i cienkie mury! Ten zamek może i jest piękny, ale do obrony kompletnie się nie nadaje.
- Ty wszystko widzisz od złej strony...
- A coś nie tak? Może zachciało Ci się poezji? Gry na lirze? Kwiatów? Listów miłosnych? Przecież jesteś elfem, a one lubią takie rzeczy!
- A ty nie grałaś przypadkiem kiedyś na lirze?
- Możecie przestać się kłócić?- Wrzasną ze swojego konia Arion.
- Nie, nie możemy! A ty nie przeszkadzaj! Przygotuj się mentalnie na miły pobyt w lochach!
Brama miasta była zamknięta, co nie zdziwiło Tailey. W końcu była wojna. Na murach stało dwóch łuczników i wysoki mężczyzna z włócznią w dłoni.
- Kim jesteście i po co tu przybywacie?- spytał bez ogródek, omiatając ich podejrzliwym spojrzeniem.
Raczej nie wyglądali na typowych podróżnych.
Tailey, w męskim stroju, a mianowicie w czarnych bryczesach wpuszczonych w wysokie buty i białej koszuli ze stójką, z półtoraręcznym mieczem w pochwie na plecach, na pewno nie przypominała żadnej ze spotkanych tego dnia przez strażnika kobiet.
A Shalle, w długim, szarym płaszczu i z kuszą przytroczoną do siodła także nie wyglądał jak przeciętny podróżny.
-Jesteśmy najemnikami z Shie'Netle, zmierzamy na północ. Zatrzymamy się tu na dzień, może dwa.
Mężczyzna skinął głową.
- Podajcie swoje imiona skrybie. Potem możecie wejść. Tylko pamiętajcie- spojrzał znacząco na ich broń-żadnych awantur.
Tailey siedziała na ławie przed gospodą, obserwując ostatnie promienie zachodzącego słońca odbijające się w pancerzach żołnierzy z miejscowego garnizonu, którzy patrolowali miasto. Jak zauważyła, niektórzy z wojowników byli bardzo młodzi, prawdopodobnie nie mieli nawet dziewiętnastu lat, a to oznaczało, że Tesaria znalazła się w naprawdę rozpaczliwej sytuacji. Jak dotąd do armii przyjmowano tylko po ukończeniu dwudziestki.
-Porwana! Księżniczka Evelinai porwana!- krzyknął ktoś piskliwym głosem. Tailey rozglądnęła się, szukając źródła dźwięku. Okazał się nim być mały chłopiec, biegnący ulicą i przekazujący wieści każdemu, kto chciał go słuchać. Jego włosy, okropnie rozczochrane, miały kolor siana okalały małą, chytrą twarz i osadzone w niej jasnoniebieskie, błyszczące oczy. Kiedy przebiegał obok najemniczki, ta chwyciła go za rękę, zmuszając do zatrzymania się.
- Co powiedziałeś?- spytała cicho.
- Nasza księżniczka została porwana!- wrzasnął jej prosto w twarz.
-Trochę ciszej, jeśli można- wepchnęła mu do ręki brązową monetę.- A teraz mów. Kiedy to się stało?
- Dzisiaj w południe.
- Gdzie?
-Na trakcie, nieopodal gospody " U Martemin'ego"!
Tailey puściła małego krzykacza, a on natychmiast pobiegł dalej. Ona sama wsiadła na konia i ruszyła w stronę bramy, gdzie czekał na nią Shalle.
- Kolejna- mruknęła zamiast powitania.
Ruszyli galopem.
Na trakcie, wokół pustej karocy zrobiło się zbiegowisko. Rycerze księcia bez skutku próbowali rozpędzić gapiów.
Jeden z wojowników zaczął się im uważnie przyglądać, a następnie podszedł do nich.
- Jesteście najemnikami?- spytał.
Przypominał trochę Ariona, także miał brązowe, falujące włosy i drapieżny, orli nos, a oprócz tego krzaczaste brwo, zielone oczy i równo przystrzyrzoną bródkę.
- Aż tak widać?- spytała sarkastycznie Tailey
Mężczyzna nie zwrócił zbytniej uwago na jej odpowiedź.
- Jestem Meleborn z rodu Thami'rei, dowódca drużyny księcia pana zamierzam oferować wam pięćdziesiąt złotych talarów za pomoc w odnalezieniu księżniczki.
Tailey spojrzała na niego z irytacją.
- Takie pieniądze to możesz sobie w cztery litery wsadzić, jaśnie panie. Jeśli chcesz, żebyśmy ci pomogli, musisz dać co najmniej sto.
Mężczyzna zmarszczył brwi, słysząc tak oczywistą zniewagę, ale po chwili skinął głową na znak, że przyjmuje jej warunki.
Najemniczka uśmiechnęła się. Coraz lepiej. Dwieście za Ammeline, a teraz sto za Evelinai.
Tylu pieniędzy nie widziała na oczy od początku wojny.
Może kupi sobie siodło. I porządne buty. Przydałby się też nowy płaszcz, bo stan, tego, który obecnie ma na sobie pozostawia wiele do życzenia.
- Myślicie, że te pieniądze są już wasze, poniewż nie spotkaliście kogoš innego, kto by podjął się tego zadania!?- Rozległ się dziewczęcy głos gdzieś za ich plecami.
Melebor drgnął lekko i wbił wzrok w skryty w półmroku las, Tailey odwriła się powoli, a Shalle parsknął głośno, bowiem mając najbystrzejszy wrzok tej trójki, zobaczył ukrywającą się przed nimi osobę, która po chwili wyszła z cienia.
Najemniczka po chwili zawtórowała Shallemu. Naprzeciwko nich stała teraz dziewczyna, wyglądająca na jakieś piętnaście lat, i robiąca niesamowicie poważną minę. Miała na sobie ciemną koszulę, czerwony kubrak i purpurowe spodnie, a jej szyję zdobiła biała chustka. Do szerokiego pasa miała przypiętą pochwę z mieczem, który przy każdym ruchu obijał jej się o nogi. Tailey szczerze współczuł jej siniaków, które pewnie wkrótce pojawiá jej się na dolnych kończynach.
- I ty zamierzasz to zrobić, tak?- spytała wojowniczka, unosząc jedną brew.
- Tak!- odparła hardo dziewczyna.
- A wogóle umiesz walczyć?- spytał z powątpiewaniem Meleborn
- Dziewczyna bez słowa podwinęła rękaw koszuli, ukazując im tatuaż na przedramieniu.
Tailey gwizdnła przez zęby
-Uuuu. Gildia Zabójców!- zawołała- Widzę, że chyba schodzi na psy- dodała na użytek elfa, a po chwili zwróciła się znów do młodej zabójczyni
- W ogóle ukończyłaś szkolenie?
Rumieniec na twarzy był dla niej wystarczającą odpowiedzią.
- A zatem cię wyrzucili.- stwierdziła.
Rycez odchrząknął, by zwrócić na siebie och uwagę.
- Ta młoda dama, jak widać ma odpowiednie referencje, a więc albo zrezygnujecie, albo wykonacie to zlecenie wspólnie.
Tailey nie była tym zachwycona, ale rozpaczliwie potrzebowała pieniędzy.
*
-Złamiesz kolejną gałąź, Meleborn, a powyrywam Ci nogi z ... sam wiesz skąd. I mam w nosie to, że należysz do drużyny księcia!- Wrzasnęła w odpowiedzi na kolejny trzask, spowodowany nieuważnym stąpaniem rycerza.
Szli w ( prawie) całkowitej ciszy, przedzierając się przez gęsty las do obozowiska porywaczy.
TRZASK!
Tailey odwróciła się do Meleborna, by go ponownie zrugać, kiedy zobaczyła grot strzały sterczący z jego piersi i powiększającą się plamę krwi na błękitnej tunice.
Pozostali rycerze, widząc śmierć swojego dowódcy rozejrzeli się po sobie. Nie miał kto nimi dowodzić. W powietrzu świsnęły kolejne strzały, i jeden z, mężczyzn w końcu wydał komędę.
- Tarcze!
Dwudziestu mężczyzn skryło się za pawężami, tworząc okrąg, do środka którego Tailej wepchneła zdezorientowaną gildyjną zabójczynię.
Najemniczka skrzywiła się, kiedy jeden z rycerzy padł na ziemię.
- Shalle, ty tu dowodzisz- zawyrokowała, po czym przesunęła się bliżej krawędzi tarczy.
Wyskoczyła, a potem biegiem ruszyła w stronę najbliższego drzewa. Trzy stzały świsnęły jej nad głową, ale po chwili slryła się już za grubym pniem.
Kilka kroków i była jiż za następnym drzewem, a potem za kolejnum, oddalając się od bitwy, a zmierzając w stronę obozu.
Wbiegła na małą polankę i rozejrzała się. Parę byle jek rozstawionych namiotów, przywiązane do drzew konie. Nigdzie nie widać ofiar porwania.
Zaglądnęła do pierwszego z brzegu namiotu. Nic. Następny także był pusty.
Zaś w trzecim siedziały związane dwie dziewczyny w pięknych, choć nieco przybrudzonych sukniach. Jedna z nich była okropnie blada, jakby...
- Cholera- jęknęła Tailey
Na sukni dziewczyny widniały plamy krwi. Podeszła bliżej i zbadała jej puls.
Księżniczka była martwa.
Najemniczka mimo to rozcięła jej więzy i położyła ją łagonie na trawie. Podeszła do drugiej z kobiet. Tamta na szczęście żyła, ale chyba doznała głębokiego szoku i wskutek tego straciła przytomność. Tailey potrząsnęła ją lekko, a dziewczyna otworzyła oczy i spojrzała na nią z przerażeniem.
- Przyszłam cię uratować, rozumiesz? Wszystko w porządku.Nie musisz się bać... Evelinai?
Po policzkach księżniczki popłynęły łzy.
- Oni... oni zabili Ammeline! Na śmierć!- załkała, a Tailey powstrzymała śmiech
-Możesz wstać?- spytała po chwili.
Tamta skinęła głową i podniosła się na nogi. Razem ruszyła w stronę łąki, na której zginął Meleborn
Zastały tam istne pobojowisko. Połowa rycerzy była martwa, trzech rannych. Nad jednym z nich pochylął się Shalle, opatrując mu rękę.
Ciał wrogów była zbyt mało, by uznać, że wszyscy nie żyją.
- Uciekli- powiedział przepraszająco elf- ale to nie moja wina. Żaden z odziału mi nie pomógł, oprócz niego- wskazał na rannego.- A tobie jak poszło?- zlustrował wrrokiem Evelinai, która na widok trupów znów zemdlała i osunęła się w ramiona Najemniczki.
- Ammeline nie żyje
Elf jęknął.
- Będą problemy.
- Ostatnio jest ich coraz więcej, Shalle.
Teraz możecie mordować Diane. Jakem Stalin.
Tak, zabijcie mnie. Za niedodawanie rozdziału. Za takie nudy w tym tekście
Możecie mordować . Macie licencję na zabijanie?
Diane- Stalin- Taylor
Brama miasta była zamknięta, co nie zdziwiło Tailey. W końcu była wojna. Na murach stało dwóch łuczników i wysoki mężczyzna z włócznią w dłoni.
- Kim jesteście i po co tu przybywacie?- spytał bez ogródek, omiatając ich podejrzliwym spojrzeniem.
Raczej nie wyglądali na typowych podróżnych.
Tailey, w męskim stroju, a mianowicie w czarnych bryczesach wpuszczonych w wysokie buty i białej koszuli ze stójką, z półtoraręcznym mieczem w pochwie na plecach, na pewno nie przypominała żadnej ze spotkanych tego dnia przez strażnika kobiet.
A Shalle, w długim, szarym płaszczu i z kuszą przytroczoną do siodła także nie wyglądał jak przeciętny podróżny.
-Jesteśmy najemnikami z Shie'Netle, zmierzamy na północ. Zatrzymamy się tu na dzień, może dwa.
Mężczyzna skinął głową.
- Podajcie swoje imiona skrybie. Potem możecie wejść. Tylko pamiętajcie- spojrzał znacząco na ich broń-żadnych awantur.
Tailey siedziała na ławie przed gospodą, obserwując ostatnie promienie zachodzącego słońca odbijające się w pancerzach żołnierzy z miejscowego garnizonu, którzy patrolowali miasto. Jak zauważyła, niektórzy z wojowników byli bardzo młodzi, prawdopodobnie nie mieli nawet dziewiętnastu lat, a to oznaczało, że Tesaria znalazła się w naprawdę rozpaczliwej sytuacji. Jak dotąd do armii przyjmowano tylko po ukończeniu dwudziestki.
-Porwana! Księżniczka Evelinai porwana!- krzyknął ktoś piskliwym głosem. Tailey rozglądnęła się, szukając źródła dźwięku. Okazał się nim być mały chłopiec, biegnący ulicą i przekazujący wieści każdemu, kto chciał go słuchać. Jego włosy, okropnie rozczochrane, miały kolor siana okalały małą, chytrą twarz i osadzone w niej jasnoniebieskie, błyszczące oczy. Kiedy przebiegał obok najemniczki, ta chwyciła go za rękę, zmuszając do zatrzymania się.
- Co powiedziałeś?- spytała cicho.
- Nasza księżniczka została porwana!- wrzasnął jej prosto w twarz.
-Trochę ciszej, jeśli można- wepchnęła mu do ręki brązową monetę.- A teraz mów. Kiedy to się stało?
- Dzisiaj w południe.
- Gdzie?
-Na trakcie, nieopodal gospody " U Martemin'ego"!
Tailey puściła małego krzykacza, a on natychmiast pobiegł dalej. Ona sama wsiadła na konia i ruszyła w stronę bramy, gdzie czekał na nią Shalle.
- Kolejna- mruknęła zamiast powitania.
Ruszyli galopem.
Na trakcie, wokół pustej karocy zrobiło się zbiegowisko. Rycerze księcia bez skutku próbowali rozpędzić gapiów.
Jeden z wojowników zaczął się im uważnie przyglądać, a następnie podszedł do nich.
- Jesteście najemnikami?- spytał.
Przypominał trochę Ariona, także miał brązowe, falujące włosy i drapieżny, orli nos, a oprócz tego krzaczaste brwo, zielone oczy i równo przystrzyrzoną bródkę.
- Aż tak widać?- spytała sarkastycznie Tailey
Mężczyzna nie zwrócił zbytniej uwago na jej odpowiedź.
- Jestem Meleborn z rodu Thami'rei, dowódca drużyny księcia pana zamierzam oferować wam pięćdziesiąt złotych talarów za pomoc w odnalezieniu księżniczki.
Tailey spojrzała na niego z irytacją.
- Takie pieniądze to możesz sobie w cztery litery wsadzić, jaśnie panie. Jeśli chcesz, żebyśmy ci pomogli, musisz dać co najmniej sto.
Mężczyzna zmarszczył brwi, słysząc tak oczywistą zniewagę, ale po chwili skinął głową na znak, że przyjmuje jej warunki.
Najemniczka uśmiechnęła się. Coraz lepiej. Dwieście za Ammeline, a teraz sto za Evelinai.
Tylu pieniędzy nie widziała na oczy od początku wojny.
Może kupi sobie siodło. I porządne buty. Przydałby się też nowy płaszcz, bo stan, tego, który obecnie ma na sobie pozostawia wiele do życzenia.
- Myślicie, że te pieniądze są już wasze, poniewż nie spotkaliście kogoš innego, kto by podjął się tego zadania!?- Rozległ się dziewczęcy głos gdzieś za ich plecami.
Melebor drgnął lekko i wbił wzrok w skryty w półmroku las, Tailey odwriła się powoli, a Shalle parsknął głośno, bowiem mając najbystrzejszy wrzok tej trójki, zobaczył ukrywającą się przed nimi osobę, która po chwili wyszła z cienia.
Najemniczka po chwili zawtórowała Shallemu. Naprzeciwko nich stała teraz dziewczyna, wyglądająca na jakieś piętnaście lat, i robiąca niesamowicie poważną minę. Miała na sobie ciemną koszulę, czerwony kubrak i purpurowe spodnie, a jej szyję zdobiła biała chustka. Do szerokiego pasa miała przypiętą pochwę z mieczem, który przy każdym ruchu obijał jej się o nogi. Tailey szczerze współczuł jej siniaków, które pewnie wkrótce pojawiá jej się na dolnych kończynach.
- I ty zamierzasz to zrobić, tak?- spytała wojowniczka, unosząc jedną brew.
- Tak!- odparła hardo dziewczyna.
- A wogóle umiesz walczyć?- spytał z powątpiewaniem Meleborn
- Dziewczyna bez słowa podwinęła rękaw koszuli, ukazując im tatuaż na przedramieniu.
Tailey gwizdnła przez zęby
-Uuuu. Gildia Zabójców!- zawołała- Widzę, że chyba schodzi na psy- dodała na użytek elfa, a po chwili zwróciła się znów do młodej zabójczyni
- W ogóle ukończyłaś szkolenie?
Rumieniec na twarzy był dla niej wystarczającą odpowiedzią.
- A zatem cię wyrzucili.- stwierdziła.
Rycez odchrząknął, by zwrócić na siebie och uwagę.
- Ta młoda dama, jak widać ma odpowiednie referencje, a więc albo zrezygnujecie, albo wykonacie to zlecenie wspólnie.
Tailey nie była tym zachwycona, ale rozpaczliwie potrzebowała pieniędzy.
*
-Złamiesz kolejną gałąź, Meleborn, a powyrywam Ci nogi z ... sam wiesz skąd. I mam w nosie to, że należysz do drużyny księcia!- Wrzasnęła w odpowiedzi na kolejny trzask, spowodowany nieuważnym stąpaniem rycerza.
Szli w ( prawie) całkowitej ciszy, przedzierając się przez gęsty las do obozowiska porywaczy.
TRZASK!
Tailey odwróciła się do Meleborna, by go ponownie zrugać, kiedy zobaczyła grot strzały sterczący z jego piersi i powiększającą się plamę krwi na błękitnej tunice.
Pozostali rycerze, widząc śmierć swojego dowódcy rozejrzeli się po sobie. Nie miał kto nimi dowodzić. W powietrzu świsnęły kolejne strzały, i jeden z, mężczyzn w końcu wydał komędę.
- Tarcze!
Dwudziestu mężczyzn skryło się za pawężami, tworząc okrąg, do środka którego Tailej wepchneła zdezorientowaną gildyjną zabójczynię.
Najemniczka skrzywiła się, kiedy jeden z rycerzy padł na ziemię.
- Shalle, ty tu dowodzisz- zawyrokowała, po czym przesunęła się bliżej krawędzi tarczy.
Wyskoczyła, a potem biegiem ruszyła w stronę najbliższego drzewa. Trzy stzały świsnęły jej nad głową, ale po chwili slryła się już za grubym pniem.
Kilka kroków i była jiż za następnym drzewem, a potem za kolejnum, oddalając się od bitwy, a zmierzając w stronę obozu.
Wbiegła na małą polankę i rozejrzała się. Parę byle jek rozstawionych namiotów, przywiązane do drzew konie. Nigdzie nie widać ofiar porwania.
Zaglądnęła do pierwszego z brzegu namiotu. Nic. Następny także był pusty.
Zaś w trzecim siedziały związane dwie dziewczyny w pięknych, choć nieco przybrudzonych sukniach. Jedna z nich była okropnie blada, jakby...
- Cholera- jęknęła Tailey
Na sukni dziewczyny widniały plamy krwi. Podeszła bliżej i zbadała jej puls.
Księżniczka była martwa.
Najemniczka mimo to rozcięła jej więzy i położyła ją łagonie na trawie. Podeszła do drugiej z kobiet. Tamta na szczęście żyła, ale chyba doznała głębokiego szoku i wskutek tego straciła przytomność. Tailey potrząsnęła ją lekko, a dziewczyna otworzyła oczy i spojrzała na nią z przerażeniem.
- Przyszłam cię uratować, rozumiesz? Wszystko w porządku.Nie musisz się bać... Evelinai?
Po policzkach księżniczki popłynęły łzy.
- Oni... oni zabili Ammeline! Na śmierć!- załkała, a Tailey powstrzymała śmiech
-Możesz wstać?- spytała po chwili.
Tamta skinęła głową i podniosła się na nogi. Razem ruszyła w stronę łąki, na której zginął Meleborn
Zastały tam istne pobojowisko. Połowa rycerzy była martwa, trzech rannych. Nad jednym z nich pochylął się Shalle, opatrując mu rękę.
Ciał wrogów była zbyt mało, by uznać, że wszyscy nie żyją.
- Uciekli- powiedział przepraszająco elf- ale to nie moja wina. Żaden z odziału mi nie pomógł, oprócz niego- wskazał na rannego.- A tobie jak poszło?- zlustrował wrrokiem Evelinai, która na widok trupów znów zemdlała i osunęła się w ramiona Najemniczki.
- Ammeline nie żyje
Elf jęknął.
- Będą problemy.
- Ostatnio jest ich coraz więcej, Shalle.
Teraz możecie mordować Diane. Jakem Stalin.
Tak, zabijcie mnie. Za niedodawanie rozdziału. Za takie nudy w tym tekście
Możecie mordować . Macie licencję na zabijanie?
Diane- Stalin- Taylor